Cena.






Telewizor zwariował! Albo to ludzie stracili rozum, bo w jakiś przedziwny sposób podcinają gałęzie, na których siedzą.
Stacje telewizyjne, w ciągu jednego tygodnia emitują filmy z około 300 scenami erotycznymi. Seks, to dobry towar na sprzedaż. Telewizja, internet, gazety - media, wylewające na nas litry pornografi.
Z jednej strony krzyk, gdy jakiemuś synkowi przestawi się w głowie i kogoś zgwałci, a z drugiej coś co w linii prostej do tego prowadziło. Kołtuneria - na miare naszych czasów. Parafrazując Zofię Nałkowską: Ludzie ludziom zgotowali ten los. I z czystym sumieniem można by zakończyć ten wątek.
Prawnicy wydają pozwolenia na rozprowadzanie filmów pornograficznych, jednocześnie wydając wyroki na chłopaków, którym te filmy zamieszały w głowie. Młodzi ludzie, nie są zdolni uchronić się przed tym wszystkim, niszczy to w nich pragnienie piękna. Powstają wzorce "wyzwolonej kobiety" czy "prawdziwego mężczyzny". W tym wszystkim wspólnym mianownikiem jest prawda o zniszczonej godności człowieka.
Bóg dając szóste przykazanie, nie uczynił tego z zazdrości. Nie trzeba wydzierać Bogu seksu, za cenę grzechu. Ale dziś ludzie, pewne sprawy rozumieją na opak.
Św. Augustyn powiedział kiedyś: "Kochaj i rób co chcesz" już nie jeden wolnomyśliciel "wycierał sobie gębę" tymi słowami. Kochaj, to znaczy, bądź odpowiedzialny, bo miłość, to odpowiedzialność "ja" za "ty".
Nie będę nikogo indoktrynować, każdy ma swój rozum i wierzę, że umie oddzielić pewne sprawy.
___________________________________________________

Kupiłam książkę o fotografowaniu. Na górze, moje pierwsze "wypociny" czyli świąteczna pomarańcza i zapachowa świeczka, również pomarańczowa, "ja się nie chwalę, ja poprostu mam talent". Tym optymistycznym akcentem kończę.

Godność.

Godność ludzka. Jest to wartość bezdyskusyjna. Jest to wrodzona, niepodwarzalna wartość. Godnosc jest cechą nie tylko człowieka: chociaż określa sie nią wszystko , co wyszło z rąk Boga, co zostało przez Niego powołane do istnienia , to jednak w odniesieniu do człowieka wyraża ona szczegolną godność. Każdy człowiek jest nie tylko jednostką w swoim gatunku, ale jest bytem samoistnym, "osobnym", niepowtarzalnym, jedynym. Każdy może oświadczyć: to jestem ja, a nie kto inny. Każdy chce być traktowany podmiotowo, a nie przedmiotowo. Tak samo dzieje się w relacjach międzyludzkich, człowiek zawsze jest podmiotem, a nie przedmiotem, celem, a nie środkiem. Dzięki godności, człowiek znajduje się poza światem przyrody. Dzięki godności osoby człowiek może tworzyć wspólnotę ludzką, opartą na wolności. Właściwością osoby jest skierowanie ku drugiemu człowiekowi.

Nie mam prawa robić ani mówić czegokolwiek, co pomniejsza człowieka w jego własnych oczach. Liczy się nie to, co ja myślę o nim, lecz to, co on myśli o sobie samym. Uwłaczanie godności człowieka jest przestępstwem.

Antoine de Saint-Exupéry

Bo jest taki dzień.

"Każdy dzień jest Bożym Narodzeniem"
Jan Paweł II
Betlejem 2000

„Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel...”
Owocnych refleksji nad faktem,
Że Bóg stał się człowiekiem,
Odtąd zawsze jest z nami.
Jest z nami, gdy się cieszymy i płaczemy,
Gdy pracujemy i odpoczywamy
I nawet wtedy, gdy grzeszymy...
Pełnych pokoju świąt Bożego Narodzenia
I błogosławionego Nowego Roku!

Dlaczego w ludziach jest tak mało człowieczeństwa.

Jak to sie dzieje, że rzeczy tak błahe dla innych, dla mnie samej są nie do przeskoczenia. Mój Boże, jakie to banalne. Bezsenna noc urodziła w mojej głowie kolejną (miejmy nadzieję) genialną refleksje.
Za wszelka cenę (nie jestem pewna czy to dobre okreslenie) trzeba budować swoje wnętrze nie tylko, aby być dobrym aktorem, lekarzem, ale żeby być człowiekiem.
Nasze wnętrze znajduje wyraz zewnętrzny.
Prawda człowiecza fascynuje, płonie, zachwyca, raduje. Albo zwyczajnie jej nie ma. I to jest brzydota człowiecza. Piękno człowiecze, jest promieniowaniem, tego co jest w jego wnętrzu. Jest harmonią wszystkich wyznaczników człowieczeństwa. Tylko czy jest możliwe, aby w tym świecie, w którym panuje konkurencja, każdy walczy o swój centymetr kwadratowy, walczy o byt, aby tu znaleźć takiego "pięknego człowieka? Czy jest możliwe, aby nie zniszczyc siebie i nie zniszczyć innych ludzi?
Trzeba znaleźć swoje miejsce, swoją funkcję. Podążać tą drogą, wtedy idąc mamy szanse nie zagrażac nikomu. Nie będzie to droga destrukcyjna ani dla nas, ani dla innych. Wprost przeciwnie, może ona nawet komuś pomóc.

_____________________________________________

emocjonalny masochizm z uśmiechem na ustach.

!

Dziś moje szaleństwo sięgnęło szczytu. Dałam sie namówić (pierwszy i ostatni raz) na świateczne zakupy. I to był błąd. Sklep po brzegi wypchany ludźmi. Masa produktów, przedmiotów. Kolorowe, kiczowate Mikołaje. Kolędy sączące się z głośników. Kilometrowe kolejki. Zabiegani, rozkrzyczani ludzie.
Gdzie w tym chaosie, znaleźć ciszę. Chwilę czasu, aby pomysleć o całej istocie tych świąt. Atmosfera (a właściwie jej brak) tych świąt. Wszystko polega na kupowaniu, braniu, nabywaniu.
Jak byłam, mała, czekałam zawsze na ten dzień. Mama od rana krzatałą się po kuchni, tata i brat stroił choinkę. Wzyscy roześmiani. Wieczorem zasiadaliśmy do tej najważniejszej kolacji. Aby wspólnie dzielić te chwile. Wzajemniej obdarzać sie uśmiechami. Poprostu ze sobą być. Liczyła się obecność. Dziś w swoim domu, staram sie podtrzymać te wszystkie piękne tradycje, które chociaż przez chwilę przywracaja swiąteczną atmosferę.

I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole. Bardzo bym chciała.

Kolęda dla nieobecnych.

A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią sie cienie
Uwierzymuy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu

Daj nam wiarę, że to ma sens
Że nie trzeba żałować przyjaciół
Że gdziekolwiek są dobrze im jest
Bo są z nami choć w innej postaci
I przekonaj, że tak ma być
Że po glosach tych wciąż drży powietrze
Że odeszli po to by żyć
I tym razem będą żyć wiecznie

Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole

A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią się cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu

Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.

Blady swit.

Niepewny ,blady świt
przegnał rozgwieżdżoną noc.

Senne jezior wody
gładką falą rzęs
łowią nadal widma snu
rumieńcem barwiąc twarz.

Oddech mgieł przesłania
poranka pierwszy brzask.
Skroń w dywanie traw
krople rosy w źdźbłach
Spokoju niewinność ciepłem promieniuje
z rzeźbionej ręką mistrza
postaci marmurowej.
Proste linie, krągłe łuki
otulone światłocieniem

Piękno twej prostoty sennego istnienia.

Inspiracje.

Genialny film, zainspirowana nim tworzę przemyślenia. Adwokat diabła. Doskonały film ze świetną rolą Al Pacino. Kilka zdań, wyrwanych z kontekstu: "Bóg to sadysta. Daje sprzeczne zasady. Patrz ale nie dotykaj. Dotykaj, ale nie próbuj. PRÓBUJ! ale nie połykaj. Kiedy ty przystępujesz z nogi na nogę, co on robi? Zrywa boki ze śmiechu!
Próżność to mój ulubiony grzech." Warta uwagi jest także nasza postawa. Zaskakujące, jak potrafimy wbić się w schemat. Wpadamy w pułapkę tych samych słow, gestów, mysli.
A poźniej druga refleksja, na temat prawdy. Ile w naszym życiu, warta jest prawda? Jaka rolę odgrywa? Czy zawsze stoi na pierwszym miejscu? Czy moge ją zmieniać, tak, żeby to mnie było wygodnie? A może to prawda taka Judaszowa, warta 30 srebrników. I co później, czy moja historia skończy sie podobniej jak historia Judasza?
Więc trzeba nam wybierać, ja nie mówię, że wybór od razu będzie trafny. Ale w końcu, będzie to nawrócenie. A więc methanoia, a więc zmiana myślenia. Zmiana życia.
To chyba tak na adwent mnie wzięło.

Właściwie to sama nie wiem.

Dziś miało być o typach ludzi. Ale sie wypompowałam z weny.
Jak świat światem każdy znas jest inny, indywidualny. Nie da się ludzi poszufladkować, przyporządkowac to czegoś, przypiąc pinezką. Ale da sie jakby okreslić.
Tak więc, możemy wyróżnić: tych, którzy głośno krzyczą, walą po mordzie i Ci którzy cicho żebrzą o miłość. Są ludzie, którzy ciągle gdzieś biegną, ciągle coś kupują, ciągle sprawdzają innych, w poszukiwaniu potwierdzenia siebie. Jest grupa pozerów, którzy zagrają prawie każdą rolę, by tylko nie pokazać swojego smutku i prawdziwego oblicza.
Są kobiety, które wiedzą co odsłonić, co i jak powiedzieć, by przez chwilę być królewnami; są faceci co napinają mięśnie i żrą świństwa, by pokazać panienkom i innym facetom, że są w porządku. Są panie urzędniczki, które przez osiem godzin dziennie rządzą innymi, są panowie lekarze, co czują się jak władcy życia. Pojawiają się księża co myślą, że są rozdawcami Boga samego. Są zakonnice, co przez swoje umartwione ręce chciałyby pokazać wszystkim jak bardzo się poświęciły. Spotykam nauczycieli co boją się swoich dzieci, a w szkole są ekspertami. Są dzieci, które udają dorosłych i czterdziestolatki co taplają się w błotku. Są politycy, którzy na świeczniku pokazują całe chamstwo tego świata. Są kloszardzi, co w cichości zdobywają kolejną butelkę jabola i kromkę do przegryzienia. Są Żony, które zawsze odczuwają skutki przesolonej zupy i ich mężowie, co zawsze się im zdaje, że ta była przesolona właśnie. Są i żony tak silne, że panowie ichniejsi muszą w okularach (przyciemnianych) łazić nawet w nocy.
Cholerny, kochany świat.

Twoje cztery twarze.

Znów na pierwszy plan wychodzi człowiek. Dziś o jego naturze.
Każdy z nas ma jakieś oblicza. Inaczej zachowujemy sie w pracy, gdzie wymagana od nas jest powaga i kompetencja. Inaczej w szkole, gdzie powinniśmy być odpowiedzialni i skupieni. Inaczej wśród paczki znajomych.
Każda z tych grup zna nasze oblicze. Zawsze inne. Raz czujemy sie pewnie i na więcej możemy sobie pozwolić, innym razem krępujemy się. Ale zawsze najswobodniej czujemy się w domu. Zaszywamy się w swoim kącie, otoczeni znajomymi przedmiotami. I to tu ujawnia się nasza prawdziwa tożsamość. Często bujającego w obłokach marzyciela, który prze cały dzień powstrzymuje się, aby nie odfrunąć w marzeniach. Nerwusa, który cały dzień walczy z pokusą wykrzyczenia tego co myśli. A wymieniać tak można w nieskończoność.
Ukrywamy to nasze prawdziwe oblicze. Może dlatego, że dzięki niemu czujemy się wolni. Może chcemy mieć coś tylko dla siebie. Każdy ma taki drugi świat, tak żeby mieć swoje sacrum i aby to sacrum nie zmienić na profanum, taki wewnetrzny spokój, jakąś alternatywe na ten świat, gdzieś się zaszyć i przeczekac ten zły moment. Znów wyszło patetycznie. Moralizuje.

O wszystkim i o niczym.

Rodzisz się. Od dziecka uczysz się życia, nabywasz umiejętności i wiarę. Nie ma co się okłamywać, rodzisz się bez wiary w Boga. Wszystko trzeba człowiekowi w łeb wtoczyć, pewne uwarunkowania, sposoby zachowania i myślenia. Ograniczona jest jego zdolność percepcji. Wszystko jest do pokonania. Dlatego Wierzący tak broni się przed logicznymi argumentami, i tak broni wiary i kościoła, ponieważ w przypadku braku tych czynników nastapiłaby destrukcja jego osobowości. Co ciekawsze odczuwa strach, nie strach przed Bogiem, ale strach przed DRUGIM CZŁOWIEKIEM MYŚLĄCYM INACZEJ. Strach ten spowodowany jest właśnie możliwością zachwiania konstrukcji osobowości Wierzącego.Wierzący propaguje wiarę, czasami nawet posuwając sie do skrajności. Tak, więc dziecko, od najmłodszych lat zostaje szkolone, jak nie stać sie odmieńcem i iść za innymi. Czesto zmusza go to tego brak tolerancji.

A jak serial Ci się kończy,to znaczy że go nigdy nie oglądałeś?
Cholera, miłośc to nie serial.
Takie odruchy, czasami ma sie ochotę komuś pokazac gest Kozakiewicza, odwrócić się na pięcie i już nigdy tu nie wrócić. Albo poprostu włącza na się odruch Pawłowa. Ze skrajonści w skrajność. Po co udawać świętojebliwego?
Chyba jednak wyszło o niczym.

Dziś już wiem.

Dziś juz wiem. Podjęłam dobrą decyzje. Sporo czasu zajęło mi, aby otwarcie się do tego przyznać. Przed sobą a przede wszystkim przed nim.
Stało się, byłam wściekła. Nie mogłam mu tego wybaczyć, tym bardziej, że tak wiele od niego usłyszałam. Tyle fałszywych obietnic. Plany, życzenia, marzenia.
Nie dałam sobie nic wytłumaczyć, chciałam, żeby jak najszybciej się to skończyło. Próbowałam oszukać samą siebie. Nie było czasu na zastanowienie się. Pod wpływem emocji wykrzyczanych było tyle słow.
Mimo rodzących się wątpliwości, ani przez moment, nie żałowałam swojej dycyzji.
Ktoś raz zarzucił mi, ze jestem zbyt uparta. Że nie dałam mu się wytłumaczyć. A ja poprostu chciałam się uchronić przed kolejnym kłamstwem i oszczędzić sobie przykrych sytuacji. Bardzo wygodnie. Wiem. Dziś już wiem.

niewiadomo skąd zjawiaja sie zakatrzone,
wyprosza łzę, żal i ból
posiedzą, podumają i jak gośc nieproszony
nim się rozwidni znikną już..

Nitka.

Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał się,
jak zwykle, u swojego proboszcza. Jego spowiedzi przypominały zepsutą płytę:
zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim ten sam poważny grzech.

- Koniec tego! - powiedział mu pewnego dnia zdecydowanym tonem proboszcz.
- Nie możesz żartować sobie z Boga.
Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego przewinienia.
Pamiętaj o tym!

Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do spowiedzi wyznając ten sam grzech.
Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:

- Uprzedzałem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia.
Tylko w ten sposób się nauczysz...

Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z klęczek.
Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie wielki, gipsowy krzyż.
Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie.
I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża ożywił się,
podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
"Rozgrzeszam cię z twojej winy..."

Każdy z nas związany jest z Bogiem, pewną nitką.
Kiedy popełniamy grzech, ta nić się przerywa.
Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą - Bóg zawiązuje na nitce supełek
i w ten sposób staję się ona krótsza. Przebaczenie zbliża nas do Boga.

Spowiedz.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Formuły tej nauczył mnie przyjaciel.
Myślałem o spowiedzi w formie listu,
Lecz słowa napisane - brzmią inaczej.
Nie zmusza mnie do tego próżność, trwoga,
Ciekawość, nawyk, nastrój tej świątyni.
Nie wierząc w Boga - obraziłem Boga
Grzechami następującymi..

Bo widzę, że ta spowiedź - to piosenka -
Dla siebie ją samego wykonuję..
To też grzech - więcej grzechów nie pamiętam,
Ale tego jednego - nie żałuję!

Kilkakrotnie słuchałam tej piosenki, jakże proste a zarazem prawdziwe słowa. Bez zbędnego patosu, rozczulania się nad sobą. Słowa wypowiadane jak na spowiedzi: szczerze. Może trochę zdawkowo, może chaotycznie, może zbyt cicho.. ale trafiają do ucha, trafiają do serca.

dźwięcznie.

ach zostań proszę moim
nadwornym wirtuozem,
a ja się pod dotknięciem
w symfonię boską złożę.

i nie posłyszysz fałszu
ósemką czy półnutką,
w refrenach, parafrazach
wydźwięczę ci wszyściutko.

Zbyt uparta.

Odtrącić przeszłość? Czy aby tak się da? Ile to razy usiłuje zapomnieć, a to wszystko powraca nieraz z zdwojoną siłą! Męczą mnie takie personalne wycieczki w czyjeś życie. A co z tą przyszłością? Czy lepiej ją oswajać,pozbawiać lęku,,uznać za swoją trampolinę ku przyszłości? Czy zmazać, żyć tym co jest teraz bez zbędnych marzeń, wspominania, rozpływania się w patosie nad tym co było dobre i zgrzytania zębami nad tym co bolesne? Nie sprawia mi radośći to wszystko i im bardziej w to brne tym bardziej się gubię.
Wczoraj mnie zapytano, czy ludzie są nieomylni? Fakt, mając szansę trzeba ja dobrze wykorzystać, a nie zaprzepaścić. A tłumaczenie kłamstwa, że jest ono dla mojego dobra jest według mnie troszeczkę nie na miejscu. Może będę kiedyś tego żałować. Może, ale gdybanie tu nic nie pomoże. Stało się. Robię to co jest dla mnie w tym momencie najlepsze (nie, nie najwygodniejsze). Powinnam pomyśleć o przysłości. Ale to narazie czarna dziura.

Parasol na smutki.

Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą
Mam parasol, który chroni mnie przed nocą
Oddycham głęboko, stawiam piedestały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Mieszkam w wysokiej wieży, ona mnie obroni
Nie walczę już z nikim, nie walczę już o nic
Palą się na stosie moje ideały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały

Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały


Też bym taka chciała. Zamknąć się w komnacie na samym szczycie wieży. Być małą, bardzo małą. Nie znać co to smutek, ból, żal. Mieć swój dziecinny świat. Nie przejmować się ludźmi, zachowaniami, nie dbać o jutro.
Jedno sie tylko nie zmienia.. Stawiam świat na głowie do góry nogami na odwrót i wspak bawię się słowami na białym czarnym kreślę jakieś plamy.. mój świat, juz dawno jest postawiony do góry nogami.

Sama.

18' stkowo - czyli impreza u Łukasza. Nie liczyłam, że zabawa będzie dobra. Konkretniej mówiąc to poniekąd zostałam zmuszona do pójścia. Łukasz bardzo nalegał. Masa ludzi, czułam się trochę obco, mimo, że wszystkich znałam.
Poza tym byłam już zmęczona, gdyż dzien wcześniej byłam na półmetku koleżanki.
Ogólnie się udało :)

cieplej na sercu.

Puchatku?
-Tak Prosiaczku?
-Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, że jesteś..

Kilka słów, a poprawiają nastrój :)

Dziewictwo.

Wczoraj jeden z internetowych dzienników opublikował ciekawy artukuł o dziewictwie. Z jednej strony: wypowiedzi młodych ludzi, którzy postanowili dotrwać w czystości, aż do ślubu. A z drugej strony: paradoks młodego człowieka, który zmanipulowanych przez media i prase zaczyna swoją czystość oceniać jako złą. Wypowiedzi nastolatek, które uważają, że "muszą to zrobić" jak najszybciej bo to WSTYD. Wstyd? Dlaczego młodzież wstydem nazywa swoją czystość? Moja wspaniała babcia, zawsze mi powtarzała, że na seks jest czas po ślubie. Biel sukni, którą założysz w dniu ślubu, ma być symbolem twojej czystości i niewinności. 10 letnie dziewczynki, które pierwszy raz mają już za sobą. Bo ktoś "pomysłowy" wstydem nazwał troskę o swoją godność. Młodzieżowe gazety, które opisują, jak ma wyglądać ten pierwszy raz. Nieodpowiedzialni ludzie, w ręce których wpadają niedpowiednie gazety. Ogłupiające i namawiające do seksu. To wszystko przeplatane komentarzami specjalistów: którzy winę zrzucają na globalizację. Według nich, wczesny wiek inicjacji seksualnej, to wina postępowego świata. Ja bym winy doszukała się gdzieś indziej. Może warto się zapytać, gdzie są rodzice? To oni powinni być autorytetem, to oni jako pierwsi powinni porozmawiać z młodym człowiekiem. Uświadomić, doradzić, zapewnić o swojej pomocy. W innym przypadku, człowiek sięga po "młodzieżowe gazety" które w sposób idealny potrafią przekabacić.
Niestety, dziś juz nie mogę znaleźć tego artukułu w internecie, został usunięty.

Wstyd?

Jak to właściwie jest? Sami sterujemy swoim życiem? Miałam kiedyś takiego kolegę, na koncertach najgłosniej krzyczał: anarchia! Trochę jak ci legendarni hipisi, wolne dzieci kwiatów. Których przewodnim hasłem było, że człowiek sam jest sobie sterem, żaglem i okrętem. Na dłuższą mete tak się nie da żyć. Człowiek jako istota stadna potrzebuje drugiego człowieka. Potrzebuje pomocy, nawet jakby sobie przysiągł i uparł się, że da sobie radę sam. Nikt nie da sobie rady sam! Po co trwać w uporze? Po co niepotrzebnie komplikować i tak już skomplikowaną sytuację? Wystarczy trochę zaufania, otwartości na innych ludzi i gotowości przyjęcia pomocy. To żaden wstyd.

Zmieniać?

'MACIE OCZY A NIE WIDZICIE, MACIE USZY A NIE SŁYSZYCIE" /Mk 8,18A/
Właśnie, poniekąd to i mnie się tyczy. Ile to razy odkręcam głowę? Ile to razy nie chce czegoś zobaczyć czy usilnie nie chcę czegoś usłyszeć? Ile to razy? Nie, nie będę tu moralizować bo nie taka moja rola. Często za takie zachowanie jestem zła sama na siebie. Drażni mnie to także u innych ludzi. Tak często mam ochotę podejść i zwrócić komuś uwagę. Ale czy to aby wypada? Skoro sama też tak robię? Może jednak powinnam? Zmienić siebie i próbować zmienić innych.

.

Spisz..
Czy nie wiesz, ze czekam
tuz pod Twoja powieka?
Jestem obok.
Blisko?Daleko?
Za oknem deszcz
i senny wiatr.
Smutna akacja
przybrala sie w rose.
Na niebie chmury
ukladaja sie
w pierzaste ksztalty.
Tak!Teraz widze-
to nie niebo
lecz Twe oczy!
To nie chmury
lecz ksztalty tesknoty.
I czekam -
na stukniecie drzwi,
na gest i otarcie lez.
Czekam -
deszczem,niebem...
akacja i kaluzy okiem...
Lisci szelestem
i tym nedznym wierszem.
przyjdź..

Słowo.

Wpisujemy wyraz słowo w wyszukiwarkę. Natykamy się na wyjaśnienie: to elementarna część mowy. Jego pisanym odpowiednikiem jest wyraz. Za pomocą słów określamy wszelkie pojęcia rzeczywiste i abstrakcyjne, także myślimy na ogół słowami. Wiele słów składa się na mowę.

Właśnie.. słowo. Na początku było Słowo. Nie obraz, lecz słowo. Ciekawe, że przy tak wielkim rozwoju multimediów słowo nadal ma tak wielką moc. Słyszymy w swoim życiu masę słów, jesteśmy atakowani i zasypywani słowem. Radio, telewizja, ludzie żyjący wokól nas. Wszyscy posługujemy się słowem, ma ono najważniejszą rolę: komunikacja. Zdarza się, że słowo nas rani, któ mądry kiedyś powiedział "słowo ptakiem wylatuje a wraca kamieniem". Prawda? Pewnie! Sami nieraz doświadczyliśmy sytuacji, gdzie pod wpływem emocji, powiedzieliśmy komuś coś przykrego.. żałujemy, niestety nie da się tego cofnąć. Pozostaje niesmak. A więc jak odnieść się do słowa? Słowa nieraz łączą ludzi, dają radość.  Niekiedy też powodują ból i smutek. 

Jaki wybór?

Przypominają się słowa Owidiusza; Video meliora, proboque, deteriora sequor („Widzę i pochwalam to, co lepsze, lecz wybieram gorsze").

Miłość.

Biblia próbuje odpowiedzieć na podstawowe pytania człowieka: jaki jest sens naszego istnienia, dlaczego człowiek musi cierpieć, czym jest miłość? Mądrość biblijna nie polega na wiedzy, czy też znajomości praw rządzących naturą. "Mądrość bowiem świata tego jest głupstwem u Boga" - powie św. Paweł, a Eklezjastes doda: "bo w wielkiej mądrości - wiele utrapień, a któ przysparza wiedzy - przysparza i cierpień".
  Już w Starym Testamencie Bóg dawał dowody swojej miłości do człowieka i żądał od niego wzajemności. Odbiciem miłości Bożej miałą być miłość między ludźmi, streszczająca się w przykazaniu: "będziesz miłował bliźniego, jak siebie samego" 
  Jeśli Stary Testament można traktować jako obietnicę daną przez Boga człowiekowi, to Nowy Testament jest dla chrześcijan spełnieneim tej obietnicy. Przyjście Zbawiciela zmieniło bowiem bieg historii, dało też ludziom nadzieję na zmartwychwstanie.
  Bóg Biblii to Bóg, który kocha. "Bóg jest miłością" - pisze św. Jan. Czy akceptuję tę miłość? Czy ją doceniam? Dlaczego tak często jest to miłość platoniczna?

Cierpienie Hioba?

Wszyscy znamy bohatera Biblijnej przypowieści - Hioba. Dziś przypadkowo w ręce wpadła mi akurat ta przypowieść. Zaczęłąm się nad tym zastanawiać..
Ma  w życiu wszystko: szczęśliwą rodzinę, gospodarstwo, szacunek ludzi.. W pewnym momencie przychodzi Bóg, zabiera to wszystko co on ciężką i długoletnią pracą osiągnął. Dodatkowo zsyłą na niego chorobę, która powoduje, że odwracają się od niego przyjaciele. Zostaje odizolowany od reszty społeczeństwa. I tu nas Hiob nas zaskakuje. My spodziewamy się, że Hiob wyklnie Boga, wykrzyczy mu  w twarz wszystkie żale i pretensje.
Hiob zachowuje się jak prawdziwy chrześcijanin. Wie, że to wszystko co zsyła na niego Bóg, jest częścią planu przygotowanego dla jego życia. Z pokorą przyjmuje wszystkie upokorzenia. Wydaje się to paradoksem.

Dlaczego tak bardzo dziwi nas zachowanie Hioba? A dlatego, że staliśmy się komformistami, ma być tak jak my chcemy! A "dialog" z Bogiem działa tylko w jedną stronę. Tzn. klękamy przed nim i zarzucamy go setką próśb i  oczekiwań, skrzywiony obraz Boga przestawia nasze myślenie na zdanie: "skoro kocha niech mi to udowodni" a co jak kocha i nie udowodni? wtedy stajemy się (bardzo modne dziś określenie) wierzący nie praktykujący (moja znajoma mówi: żyjący, nie oddychający - działa na tej samej zasadzie). I wtedy  z trudem przychodzi nam wypowiedzenie słów: "Bądź wola Twoja.." bo lepiej jakby się moja wola działa! 

Hiob cierpi strasznie, a co dla nas najdziwniejsze, z każdym dniem, jest bliżej Boga. Ma wielką wiarę w Jego miłość. Obdarza go bezgranicznym zaufaniem. Swe cierpeinie ofiaruje Bogu. 
Bóg docenia Hioba. Przyraca mu rodzinę, gospodartwo. Przywraca jego życie do normalności. Daje mu radości, no właśnie radość?

"Wsród nowych ludzi zbędny jak wyrzut sumienia
w ciemności chodzisz ciemnością owinięty
ból przecierpiałeś przecierp teraz szcęście

A Hiob szeptał uparcie Panie Panie"
                                      Anna Kamieńska - Powrót Hioba

Przecierp szczęście? Kolejny paradoks. 

What have you done today to make you feel proud?

What have you done today to make you feel proud? (co takiego dziś zrobiłeś/aś aby poczuć się dumnym?)
Ja osobiście, nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Natłok obowiązków całkowicie mnie wyżyma z sił.  Wielu rzeczy nie umiem pogodzić. Staram się, ale wychodzi jak zwykle. Podbudowuje mnie myśl, że kiedyś to się skończy i ciut odpoczne. Jest wiele ważnych decyzji, które powinnam podjąć, ja uparcie odkładam je na później. Same się nie rozwiążą,  jak to mówi pewnien sympatyczny Shrek - z dwojga złego lepiej w tę stronę. Tym pozytywnym akcentem kończę i zabieram się do pracy. A Was i siebie wciąż zostawiam z nurtującym pytanie: what have you done today to make you feel proud?

Bladym tancerzom gra cichutko.

Kiedyś, po latach, może jednak szepnę nieśmiało. Kochałam. A ty mi przewiesz w pół zdania me wyznania zabawne. Odpowiesz, też kochałem. I nic prócz żalu nie złaczy nas. W tym dziwnym życiu, śmiesznym balu. Miłości niewyznanych. Bladym tancerzom gra cichutko orkiestra salonowa, a pod orkiestry każdą nutką podpisać można słowa. Miłośc czas ją syci jak wino, wyobraźnia upiększa.

Bajora uznaję za mistrza. W tak prostych słowa oddaje to co najbardziej skomplikowane. Przedstawia zapomniane prawdy. Dzis miłość kojarzy się tylko z seksem. A gdzie poszukiwanie prawdziwego uczucia? Przyjaźni, zaufania, szacunku? Gdzie te piekne wspomnienia? A może to ja jestem zbyt sentymentalna? A może poprostu nie nadążam za tym światem i do niego nie pasuję?

[...]

i zapomij że jesteś, gdy mówisz, że kochasz..

Kłamca?

Kłamię.
Sprytnie oszukałam.
nawet samą siebie.
Zakładam maskę
gram. Parszywy teatr.
Dziurawa scena.

Znakomita rola.
Kończę sztukę. Oklaski.
Kurtyna w dół.
Przegrałam wszystko.
Szukam ujścia
uczuć.
Zamykam za sobą wszystkie drzwi.

Człowiek istota stadna. Poszukuje ludzi, towarzystwa. A ja się do tego nie nadaję. Ja wolę moją samotnie. Nie, nie jestem typem buntownika (chociaż może). Lubię towarzystwo ludzi, ale tylko pod jednym warunkiem: że sama sobie tych ludzi dobieram. Nie broń Boże, nigdy nie szufladkowałam nikogo. Poprostu są tacy z którymi najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty spędzać i poświęcać im czasu. Ile to się nieraz muszę natrudzić, żeby komuś coś przykrego nie powiedzieć. Należe do osób bardzo szczerych stąd ta moja skłonność do stwarzania sobie  problemów. Lubię tylko jasne i klarowne sytuacje. Bez niedomówień. 

Love is possible.

Czasem trzeba sięgnąć dna, aby z powrotem się odbić. Sięgamy dna, aby potem było lepiej. Taka jest naturalna kolej rzeczy i chcą nie chcąc nie możemy tego uniknąć... życie nigdy nie było i nie będzie usłane różami. Jeśli już coś mamy wspólnego z różami, to chyba tylko kolce boleśnie wbijające się w stopy podczas wędrówki zycia. Co prawda teraz strasznie pada w moim życiu, a burze z piorunami są na porządku dziennym, to jednak trzymam sie kurczowo myśli, iż po każdej burzy wschodzi słońce. Wydarzenia mojego życia, doświadczenie, które nabywam z każdym kolejnym dniem sprawiają, że wiem, iż na wszysko jest pora - na cierpienie również. A ja mogę tylko stać i trwać niczym pionek, pragne tylko uodpornic się na to. Przetrwam, bo muszę. Znam początek mojej historii, końca nie zna nikt, no może oprócz tego tam u góry. A przecież nikt za mnie nie przeżyje mojego życia. Mam ochotę krzyczeć, skakać i tupać nogami ze złości i rozpaczy, to wiem, że czasem naprawdę muszę sięgnąć dna, aby się odbić.

Możliwa?

Malarka.

Pędzelkiem
Moich włosów,
Namaluję
Najmilszą pieszczotę.

Powolne
Pociągnięcia
Za uszami,
W kolorze dreszczu.

Nieśmiałe
Pacnięcia
Wzdłuż szyi,
O barwie
Gęsiej skórki.

Obszerne
Smagnięcia
Na ramionach,
W odcieniu
Fali rozkoszy.

I tylko ust
Nie namaluję.
One
Już dawno,
Pokryte wilgocią,
Najzdolniejszego malarza-
Języka.

Keine Ahnung!

Nie mam pojęcia. Co dalej robić, co o tym wszystkim myśleć. Dziś zrobiłam kolejną głupotę. Mam niebywały dar komplikowania sobie życia. Zazdroszczę ludziom ich spokoju. Ja z siebie samej nie mogę wykrzesać ani sekundy optymizmu.
Udaję, sztucznie się uśmiechając przez łzy. Brakuje mi zrozumienia. Chciałabym mieć kogoś, komu mogłabym się wygadać, powiedzieć szczerze całą prawdę. Może wtedy nie czułabym się taka zdołowana i przybita.
Idę pokrętną ścieżką coraz próbując przeskoczyć leżace na niej kamienie. Bez skutku. Przewracam się. Nie mam siły wstać. Każdy kolejny upadek jest bardziej bolesny. Zabiera ostanie resztki nadziei. Głupiej nadziei.

A co?

Proza życia. Ścieram swój uśmiech ze starych zdjęć.

Łatwopalni.

Znam ludzi z kamienia,
Co będą wiecznie trwać
Znam ludzi z papieru,
Co rzucają się na wiatr  

A my tak łatwopalni
Biegniemy w ogień,
By mocniej żyć
A my tak łatwopalni
Tak śmiesznie mali
Dosłowni zbyt

Wiem, że można inaczej żyć
Oszukać, odbić czas
Wiem jak zimno potrafi być
Gdy wszystko jest ze szkła
 

Świat między wierszami
Największy ukrył skarb
Wiesz - w to miejsce czasami
Odchodzi któryś z nas
Odchodzi któryś z nas
Odchodzi któryś z nas

Anonimie: ja nie daję szansy tylko jemu, ale i sobie.

Sen i muzyka.

Chodź,
Rozbudzę w Tobie słońce
Letniej nocy, takie śpiące...

Pocałuję Twoje skronie
Zaczaruję gładkie dłonie
Delikatnie kołdrę zsunę
I poruszę czułą strunę...

Zagram dla Ciebie muzykę
Wpierw cichą jak szmer
Nad leśnym strumykiem
Tylko pozwól zostać mi smykiem...

A Ty, bądź mi wiolonczelą
Gdzieś ukrytą pod pościelą
Gdzieś z atłasów wydobytą
Nastrojoną tą muzyką...

Ja Cię porwę nut kaskadą
Ku rozkoszy wodospadom
Ku miłosnym serenadom..

A gdy w końcu opadniemy
Gdy dogoni nas brzask niemy
My już tam będziemy..
W tej zwiewnej, błogiej krainie
której Sen Nocy Letniej
Niech będzie na imię...

..

Jestem homofobem. Tego bałam się najbardziej.

Most dwojga serc.

Nie umiesz być niczyja.
Wiem,
Tęsknota cię zabija,
Wiem,
A jednak nie rozumiem.
Chcę
Rozpalić tu ognisko.
Chcę
Być z tobą bardzo blisko,
Chcę,
A jednak wciąż nie umiem.

Wybuduję most
Nad najszerszą z rwących rzek,
Abyś mogła przejść
Na mój brzeg.

Wybuduję most
Z rozświetlonych słońcem chmur;
Złączę morza szum
Z ciszą gór.

Ty wiesz,
Pozostać nie chcę niczyj.
Wiesz,
Moja tęsknota krzyczy.
Wiesz,
A jednak mi uciekasz.

Ty chcesz
Niepokój swój pokonać.
Chcesz
Naprawdę się przekonać.
Chcesz,
Za długo jednak czekasz.

Wybuduję most
Nad najszerszą z rwących rzek
...

Wybudujmy most -
Niech już nie dzieli nas.
Złączmy z nowym dniem
Przeszły czas.

Wybudujmy most,
Co połączy światy dwa.
Jednym jesteś ty,
Drugim ja.

Wybudujmy most,
Zapatrzeni w tęczę tęcz!
Wybudujmy most
Dwojga Serc.

Wybudujmy most,
Co połączy z nocą dzień,
Z lodem ognia żar,
Z blaskiem cień.
  
Zawsze mnie męczyło "gwiazdorstwo" pana Rubika. Ale ta piosenka idealnie pasuje do naszej/mojej sytuacji.

Weekend!

Mam swój upragniony weekend. Ostatnio złapałam się na tym,  że moje zycie kręci się od piątku do piątku. We wszystko wkradła sie rutyna. Funkcjonuję według utartych schematów.

Dziś zostałam bardzo niesprawiedliwie oskarżona. Poczułam sie urażona, pomimo tego, że sama sobie na to zasłużyłam. Tradycyjnie juz są dwie strony medalu.
Jestem już tym wszystkim zmęczona. 

So la la

Marzę tylko o weekendzie. Natłok zajęć mnie wykańcza -  psychicznie i fizycznie. Nie umiem być w dwóch miejscach jednocześnie. Wychodzi w tym miejscu mój chory perfekcjonizm, ale to już inna historia. Dużo rzeczy zaniedbuję, później sama siebie usprawiedliwiam. W przerwach staram się nadrobić kolejne nawarstwiające się zaległości. Brak czasu na rozrywki, na spotkania z przyjaciółmi.  
Miałam nie narzekać, ale to co napisałam powyżej to uznam za chwilową słabość. A co mi tam!
Jakoś dziwnie mnie ciągnie to tego bloga.  Już go chyba polubiłam, przyzwyczaiłam się że mogę tu zawsze wejść. Wygadać się. Albo tylko pomilczeć.

Samotni jak gwiazdy

Czasem tak po ludzku
współczujesz nam - Boże
bo nawet Ty nie zawsze
pomóc nam już możesz

Nie żebyś boskość
czy moc swoją tracił
lecz zbyt jasno widzisz
że my wciąż mali tacy

Chowasz więc nasze sprawy
do bocznej kieszeni
i czasem zapominasz
że my tu na Ziemi


Upojna noc z książkami..

Czerwień warg mych z twymi złączyć.

Chcę ubrana w swe słabości
Czerwień warg mych z twymi złączyć
Czuć tak bliskość by
Spijać z ust twych słowa
I głód nasycić przed rozstaniem
W jeden wieczór - ten ostatni

Śpiewam sobie pod nosem :)

My.

My
Każde z osobna słabe,  wątłe,  zagubione
Już nie "ja" i "on"
Ale "my"
Razem silni
Do szaleństwa zakochani
Każdy dzień innym, bo z Tobą spędzony
Nie oddam, żadnej minionej minuty, każdą skrzętnie chowam w mojej głowie
Wyciągnę je w złej godzine i będę się cieszyć każdym wspomnieniem
Naszym wspomnieniem

Narazie to nie mój problem. Po prostu tekst mi sie podobał.

Jak?

Szaleństwo. Niezdecydowanie. Rzucam się po kątach. Szukam tego co dla mnie najlepsze (czyt. najwygodniejsze). Chaotycznie porządkuje swój świat. Raz znajduje siłe, aby walczyć ze wszystkim i ze wszystkimi. A za chwilę kulę się w sobie, ze strachem o kolejne bolesne ciosy.  Stabilizacji to ja chyba nigdy nie doświadczę. 


Czytam sobie Regułę Karmelu, oto nieliczne fragmenty o mówieniu..

(75) Aluzja do Prz 10,19. Autor Księgi Przysłów bada w rozdziale 10 związek, jaki istnieje pomiędzy słowami a czynami człowieka: czyn rodzi się w sercu, następnie, zanim stanie się fizyczną rzeczywistością, uzewnętrznia się w słowach. Słowo i czyn, słowo i serce to jakby jedna rzeczywistość. Stan serca człowieka może być łatwo rozpoznany z jego słów. Kto dużo mówi, ten ukrywa w swoim sercu wiele rzeczy (10,10-11 oraz 14 i 18), jego sumienie nie jest spokojne, ale coś mu wyrzuca. Nadmierne mówienie wskazuje na złe zamiary, które z biegiem czasu zmaterializują się w konkretnych czynach. Zachowanie się mądrego człowieka jest inne: jego słowa są właściwie dobrane i godne uwagi (10,21), są źródłem życia (10,11), doświadczenia i mądrości (10,13 i 19), rozsiewają dobroć (10,32).

(76) Aluzja do Prz 13,3. Ponieważ pomiędzy mową serca a wynikającymi z niej czynami istnieje wewnętrzna i nierozerwalna więź, tylko ten, kto umie czuwać nad swoją mową, uchroni swoje serce od zła: Kto ust swych strzeże - ten strzeże życia (13,3). Parafrazując to zdanie możemy powiedzieć, że kto otwiera swoje usta bez opamiętania i roztropności, rani siebie i powinien się liczyć ze zgubnymi skutkami swego gadulstwa.

(77) Aluzja do Syr 20,8. W rozdziale 20 Księgi Syracha znajduje się wiele uwag dotyczących relacji pomiędzy gadulstwem a powściągliwością w mowie. Chociaż w obydwu przypadkach ma miejsce komunikowanie się, to jednak autor opowiada się za powściągliwością w mowie. Osoba, która umie strzec swych ust, nie alienuje się od świata i wydarzeń, ale staje się naprawdę sobą (20,27), zdobywa powagę i uznanie (20,5 i 13), umie właściwie zachować się w trudnych sytuacjach, a jej milczenie nie wynika z niewiedzy lecz z mądrości (20,1 i 6-7). Natomiast osoba gadatliwa zawsze będzie potykać się o owoce swego gadulstwa (20,18), budzi odrazę (20,8), nie jest w stanie wytworzyć wokół siebie relacji przyjaźni i zaufania (20,16-17 i 19-20)."

Co robię?

Podrzucam własne marzenia swoim wrogom, może kiedyś zginą przy ich realizacji.

"..."

Siedzimy na dachach bawimy się w powietrze.

Taaaak!

Tendencyjnie stwarzam sobie problemy. Zasługuję na miano mistrza w utrudnianiu sobie życia. Komplikuję każdy krok. Chciałabym wszystkie problemy schować do bocznej kieszeni. Za dużo wymagam od siebie i od niego. Z uporem maniaka idę pod prąd. Rozdrapuję stare rany. Muszę przyzwyczaić się się do swojej głupoty. W uczuciach skaczę po ekstremach. Ze skrajności wpadam w skrajność. Drażni mnie głupota ludzka. I moja własna oczywiście też. Nie lubię popadać w bezsilność. Wtedy nie wiem, czy na siłę zmieniać świat czy dać sobie spokój i czekać co przyniesie los. Nie lubię kłamstwa. I wolę najgorszą prawdę, niż najlepsze kłamstwo. Szukam siebie w tym wszystkim. Tego co lubię co mnie interesuje. Czegoś co mnie zaciekawi. Rozglądam się za czymś lepszym. Rozkoszuję się chwilą ciszy, poszukując ukojenia w muzyce. Szukam dobra w innych, znaczy, staram się. Patrzę na człowieka i szukam jego cech zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Cholera, tych drugich odnajduję więcej. Dlaczego tak się dzieje!? Kończę, bo jak to mówiła moja wychowawczyni "kaszanka mi się zrobiła"...

Moja ciasnota umysłowa się rozszerza!

!

Koncepcja historiozoficzna św. Augusta

Tęsknie!

Tęsknie, za palącym gorącym słońcem. Za szczytami Tatr. Lazurową wodą Morskiego Oka. Za beztroskim uśmiechem. Snopkiem zboża na babci polu. Wielkim muchomorem pod Dębem. Panicznym śmiechem. Kwileniem Kawki. Chwilą spokoju.

Znów przynudzam.

Nie chcę smęcić i się dołować. Ale niestety dzisiaj sobie na to pozwalam. Od jutra już wszystko będzie OK, ale dzisiaj zaliczam do dni, których opis widziałam wczoraj na jakimś T-shircie: 'Wstać-przeżyć-położyć się... Jakoś nie tak.
W takich (i nie tylko takich) momentach Przyjaciele, to świetna sprawa!

"Jaka siła jest w splecionych mocno dłoniach, jaką moc ma spojrzenie w ludzkie oczy, jak dobrze jest, gdy ludzi łączy przyjaźń, każdy dzień inaczej się kończy"
 

Spokój.

Jest ciężko, choroba daje się we znaki. Czuję się fatalnie. Do tego masa obowiązków, których się podjęłam. Chyba za dużo tego. Natłok zajęć całkowicie rujnuje moją codzienność. Z trudem znajduję czas. Wszystko musi być wykonane idealnie. Ten perfekcjonizm mnie kiedyś zrujnuje. Oparcia szukam w muzyce.

Na przekór światu samotności drwię,
Udaje że nic nie zmieniło się,
Wzruszeniem ramion żegnam każdy dzień,
Wieczorem mnie opuszcza własny cień,
Rankiem powraca smutny kryjąc wstyd,
Przeprasza że się włóczył długo zbyt,
Lecz w nocy szept wsłuchany pragnął znów,
Przypomnieć sobie barwę Twoich słów.....

Modlitwa




Aniele Boży

Aniele Boży Stróżu mój
ty właśnie nie stój przy mnie
jak malowana lala
ale ruszaj w te pędy
niczym zając po zachodzie słońca
skoro wygania nas
dziesięć po dziesiątej
ostatni autobus
jamnik skaczący na smycz
smutek jak akwarium z jedną złotą rybką
hałas
cisza
trumna jak pałacyk
ładne rzeczy gdybyśmy stanęli
jak dwa świstaki
i zapomnieli
że trzeba stąd odejść Anioł
są takie chwile kiedy się odchodzi
od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów
od tych co wysoko
od tych co w pobliżu -
do Jezusa człowieka
niziutko na ziemi
Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu
i miłość zna za łatwą skoro nie ma ciała

ks. Twardowski

Barwy życia.

Wciąż tułam się, błyskawicznie przechodzę ze skrajności w skrajność.  Jak to śpiewa Bajor: "ze strzępów radości powszednich los swój tkasz z tęsknoty, otuchy, nadziei, układasz swój świat w swym mieście, z domami bez pięter grasz czartem o niebo w tym piekle, które Bóg, wyprawił nam..." tak i ja. Żyję ślepą nadzieją. Kłócę się o lepszy czas. Szukając innej drogi wyjścia. 
Już za chwilę,  szybkim ruchem ocieram łzy, wchodze w świat ludzkich radości. Wkradam się w czyjeś życie i trwam w nim dopóki mnie ktoś z niego nie wyrzuci. Nie myślę o swojej rzeczywistości. Błagam Boga, aby zabrał to co mi dał i pytam powtarzając za Edytą Geppert  '"Czemu mi dałeś wiare w cud a potem odebrałeś wszystko?"
Niczego tak bardzo nie pragnę, jak spokoju. Chwili stabilizacji i pewności.

Życie to nie jebajka.

Dzisiejszy, a właściwie juz wczorajszy dzień był straszny. Tak dużo się działo, że nie byłam w stanie tego ogarnąć. Nieprzyjemne rozmowy. Wcisnęłam słabe kłamstwo i uciekłam. Nie chciałam aby kto kolwiek widział moje łzy. 

Sen.

Kolejna bezsenna noc. Włóczę się. Szukam miejsca gdzie mogę się chociażby na chwilę zatrzymać. Włączam muzykę. Głos odbija się od ścian i z dużym upóźnieniem trafia do mnie. Analizuję każde słowo. Zachwyca mnie, że mężczyzna może  z taką czułością mówić o miłości.  Z głośnika sączy się Stare Dobre Małżeństwo. Tak trudne prawdy ubierane w tak proste słowa. Miałam ciężką rozmowę. Kolejne cholerne złudzenie. Rodzi się też kolejna myśl. I znika, tak szybko jak się pojawiła. Pozostaje niedosyt. Spróbuję zasnąć. W  tle jednak słyszę Krzysztofa Myszkowskiego.. 


Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz
Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Czemu cię nie ma na odległość ręki?
Czemu mówimy do siebie listami?
Gdy ci to śpiewam - u mnie pełnia lata
Gdy to usłyszysz - będzie środek zimy
Czemu się budzę o czwartej nad ranem
I włosy twoje próbuję ugłaskać
Lecz nigdzie nie ma twoich włosów
Jest tylko blada nocna lampka
Łysa śpiewaczka..

kolejna chwila urwana w połowie, odeszła bezpowrotnie.

Życie przerywam w pół zdania.

Poranek nie zapowiadał się zbyt dobrze. Obudzona o dziesięć minut za późno z trudem wstaję. Głowa spuchnięta, w głowie mętlik. Wdzierający się głód skutecznie mnie budzi. Brrrr.. okropną jesień mamy tego lata! Przypominam sobie dzisiejszą datę. Jeden z najgorszych dni mojego życia. Każdy kolejny raz boli coraz bardziej. Wracają nie zatarte do końca wspomnienia. Nie umiem się pogodzić z pewnymi faktami. A w  pamięci wszystko tam bardzo świeże. Zastanawiam się czy ja może tylko udawałam. Może tak naprawdę to nie chciałam zapomnieć. Co mi z tego przychodzi? Jeszcze gorsze zdołowanie. Rany się nie goją, ropieją coraz bardziej. To co dla innych jest naturalne, dla mnie staje się dziwaczne. Wmawiam sobie coś czego nie ma. Samą siebie chcę oszukać. Dopiero po jego śmierci uświadomiłam sobie, jak wiele dla mnie znaczył. Odgrywając rolę pierwszoplanową. Tworząc dekoracje do mojego życia. Starając się zmienić scenariusz na moją korzyść. Będąc. Na pocieszenie mogę dodać, że bardzo chciałabym, aby był szczęśliwy. Tam gdzieś daleko.. tylo na jego szczęściu mi zależy. Nie ma go przy mnie, teraz kiedy byłby mi najbardziej potrzebny. Kiedy walczę z samą sobą. Kiedy życie przerywam w pół zdania.. Pod nosem nucę sobie piosenkę..

Ty, Panie tyle czasu masz,
Mieszkanie w chmurach i błękice,
A ja na głowie mnóstwo spraw
I na to wszystko jedno życie.
A skoro wszystko lepiej wiesz,
Bo patrzysz na nas z lotu ptaka,
To powiedz czemu tak mi jest,
Że czasem tylko siąść i płakać.
Ja się nie skarżę na swój los,
Potulna jestem jak baranek
I tylko mam nadzieję że,
Że chyba wiesz co robić Panie?

Edyta Geppert "Zamiast"

Zanim powiesz kocham...

Bardzo dawno temu wpadła mi w ręce książka ks. Malińskiego. Podobnie jak w przypadku ks. Pawlukiewicza, zachwyciła mnie prostota słowa. Trafność myśli. Otwartośc, na tak ważne problemy: jak miłość, przyjaźń, seks. Zbior wskazówek jak żyć, aby innym było z nami dobrze i abyśmy sami w życiu byli szcześliwi oraz odnaleźli prawdziwe wartości potrzebne do szczęścia.


- Jak zwykle spóźniłem się na rozpoczęcie spektaklu. Wpadłem na salę po trzecim dzwonku. Gdy przepychałem się na swoje miejsce, światła już gasły. Zasapany i zziajany klapnąłem na fotel. Kurtyna już szła w górę. Zdążyłem się jeszcze rozejrzeć, jakim towarzystwem obdarował mnie los na te trzy godziny, i wtedy zdumiałem się. Za starym człowiekiem, który był moim bezpośrednim sąsiadem, zobaczyłem najpiękniejszą dziewczynę świata. Całe szczęście, że siedziałem, a nie stałem, ale i tak omal nie zleciałem z krzesła. Brunetka o ciemnej karnacji, szczupła, cudowne wycięcie ust. Czarne oczy, czarne rzęsy. Profil - rozstąp się ziemio! Nie mam pojęcia, co się działo na scenie. Nie mogłem się doczekać przerwy. Wierciłem się, żeby móc od czasu do czasu na nią spojrzeć. Wreszcie koniec odsłony. Widownia jak na złość biła długo brawo. Wreszcie kurtyna. Światło. Byłem przekonany, że to wszystko bajka - efekty zmroku - że światło pokaże prawdę: zwyczajną dziewczynę. Ale nie. Wprost przeciwnie. Dopiero wtedy przekonałem się, jak jest piękna. Wstała, by wyjść do foyer. Okazało się, że jest z rodziną. Ten starszy pan to był jej dziadek. Oprócz tego siedzieli w tym samym rzędzie ojciec i matka. Nie miałem jak nawiązać znajomości. Ale wróciłem po przerwie trochę wcześniej. Udało mi się pomóc dziadkowi, potem poprzez niego zdołałem z nią wymienić parę słów. Studiuje medycynę. Znam nazwisko i adres. Pozwoliła mi zadzwonić do siebie.
Tego wszystkiego wysłuchałem wieczorem o dwudziestej czwartej. Zasypiałem i światło było już zgaszone, gdy zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi. Wpadł Tadek - miał już taki zwyczaj, że wpadał późnym wieczorem.
- Co jest? Stało się coś? - spytałem.
I wtedy opowiedział mi tę historię. Był podniecony. Miotał się po pokoju.
- No i co ksiądz na to?
- Pożyjemy, zobaczymy.
Chociaż przyznam się, że i mnie udzieliło się jego zainteresowanie. Pomyślałem: zobaczymy, co ona z Tadkiem zrobi.
Miłość to jest zauroczenie, zafascynowanie, oczarowanie - wszystkie te słowa nie oddają istoty rzeczy, ale posługujemy się nimi, ponieważ nie znajdujemy na razie lepszych. Jesteś pod czyimś czarem, jesteś kimś oczarowany, ale nie bez powodu: ten obiekt dla ciebie jest piękny, mówiąc dokładniej: jest wartością. Ty nie jesteś oczarowany majakami, złudą. To jest jakaś obiektywna wartość - osobowa. To zauroczenie sprawia, że dajesz - wszystko co masz i czym jesteś. Powiedzmy wyraźniej: miłość zmienia cię - ty otwierasz się, wychodzisz ze swojej małości i egoizmu - piękniejesz: zmieniasz się na korzyść pod wpływem miłości ku tamtemu człowiekowi. To nie jest tylko "granie roli", "maska" przywdziana na okres "zdobywania". To jest rzeczywiste przeobrażenie pod wpływem prawdziwej wartości tamtego człowieka. To już jest coś więcej niż stawanie się na wzór tego człowieka: obiektu twojej miłości. To jest stawanie się na wzór Dobra, które ci się przez tego człowieka ukazało.

(ks. M. Maliński "Zanim powiesz kocham")


W głowie znów mam mętlik. Gubię się, co chwila zmieniam zdanie. Próbuję coś zaczynać od nowa, ale znów sie poddaje. Zaczynam wierzyć, lecz znów burzę to co zbudowałam. Nic nie planuję, co ma być to będzie. Wierzę.. nie to chyba nie wiara. To ślepe dążenie za tym co uważam za dobre. 

Ciągniemy dalej!

Czyli kolejne dni, tygodnie przed nami.
Kolejne plany, marzenia.
Kolejne zawody i rozczarowania.
Jednym słowem: uroki zycia.

Ks. Piotr Pawlukiewicz

Bardzo dawno trafiłam na wykłady ks Piotra Pwlukiewicza (można wygooglować). Zachwyciła mnie prostota z jaką mówił. Bez problemu trafiał w sedno problemów. To człowiek, który trafia do samego środka serca, duszy, sumienia.. 

CZYTANIE Z OCZU
Kiedy udzielam ślubów, mówię do młodych: Stańcie do siebie twarzami, podajcie sobie ręce i powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej. I tu odkrycie: na 10 par, 7 nie patrzy sobie w oczy. Na mnie - na księdza patrzą, chociaż nie mnie przysięgają, tylko sobie. Znajomy starszy ksiądz powiedział: „Nie dziw się, oni się pierwszy raz z tak bliska widzą, kiedy jest jasno, więc się czują nieswojo". Szkoda, bo narzeczeństwo jest po to, by nauczyć się patrzeć w oczy i czytać z oczu. Przychodzą tacy zakochani do kancelarii, więc pytam, czy się kochają. „Na zabój!" - mówią. „To niech się pan odwróci i powie, jaki kolor oczu ma pańska dziewczyna" -nakazuję. On na to: „Kolor oczu? Gośka, jaki ty masz kolor oczu?".

POKOCHAĆ KOMPLEKSY
Młodzi często chcą być szybko razem, natychmiast wziąć ślub. Nie chcą „tracić" czasu, by się lepiej poznać. A po ślubie żona mówi: „On w ogóle nie wie, co się we mnie dzieje". Ale i ona przed ślubem nie przyjrzała mu się dobrze, co lubi, z jakimi kumplami trzyma, jak reaguje na stres, jakie ma kompleksy, bo każdy facet jakieś ma. I czas narzeczeństwa jest po to, żeby nauczyć się tych kompleksów, pokochać je, umieć na nie zaradzić. Po to jest czas chodzenia ze sobą. I dlatego Kościół mówi: „Nie współżyjcie przed ślubem, bo seks was bardzo zaangażuje i przesłoni wszystko inne, co w małżeństwie okaże się ważne". Błogosławiony chłopak, który potrafi powiedzieć dziewczynie: „Nie spotkam się dzisiaj z tobą na osobności, bo mogę cię skrzywdzić. Ja jestem bystry, ja cię namówię na seks". Dziewczyno, jak to usłyszysz od chiopaka, to idź do kościoia, uklęknij i podziękuj za niego. Są tacy ludzie. Bo miłości trzeba się mozolnie uczyć. Co znaczy słowo „kocham", jeśli kogoś nie stać na wyrzeczenia dla dobra miłości?

PIĘĆ MINUT DLA BOGA
Poszedłem kiedyś po kolędzie do małżeństwa, które żyło ze sobą przez pół wieku. Pani domu poszła robić herbatę, a gospodarz do mnie w te słowa: „Proszę księdza, tak pięknej kobiety jak moja żona nie ma na całym świecie. Byłem kierowcą, jeździłem po Europie, ale drugiej takiej jak ona nie widziałem. Mówię: „Musieliście się niesamowicie dobrać, że tak się kochacie. - O, charaktery mamy paskudne - odpowiedział. -Tuż przed ślubem kłóciliśmy się potwornie. Dwa razy we mnie pierścionkiem zaręczynowym rzucała. I ktoś nam dał prezent ślubny -krucyfiks. Umówiliśmy się wtedy tak: kochanie, bierzemy ślub, ale codziennie wieczorem klękamy przed tym krzyżem na chwilę rozmowy z Bogiem. A jeśli się pokłócimy i któreś nie przyjdzie na modlitwę, to się przyznaje, że jest winne tej kłótni. I pokłóciliśmy się zaraz po ślubie, gdzie powiesić lustro. Ja mówię, że w przedpokoju, a żona, że w pokoju, bo jest śliczne. I mało brakowało, a lustro poleciałoby przez okno. Ale wieczorem idę na modlitwę. Żona uklękła z hukiem i klęczymy. Zaczynam: „Panie Boże, jak mi dajesz taką kobietę, to mi pomóż!". Ona mówi: „Wojska anielskie nie pokonają tego ciemnego umysłu!". Ksiądz nie uwierzy, ale myśmy kłócili się jeszcze przed krzyżem Pana Jezusa! A On do nas: „Dajcie już spokój, dzieci. I daliśmy" - skończył.
Jeśli małżonkowie postanowią uroczyście: codziennie wspólna chwila modlitwy, to szanse na przetrwanie małżeństwa wzrosną. Bo miłość to nie jest patrzenie się w siebie. Miłość to patrzenie w tym samym kierunku.

(fragmenty: "Serce masz jedno" Ks. Piotr Pawlukiewicz)

Jeśli szukasz Chrystusa bez krzyża, możesz znaleźć krzyż bez Chrystusa!

Święto Podwyższenia Krzyża świetego. Stajemy pod krzyżem Chrystusa, podnosimy w górę głowy.  Patrzymy na wiszące ciało. Krzyż w czasach Chrystusa był znakiem nie tylko surowej kary, ale i hańby. Z chwilą śmierci Chrystusa na krzyżu, stał się on znakiem zwycięstwa nad szatanem i grzechem, chwały, chluby, mocy i nadziei. Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa. Pisze św. Paweł. Patrząc na krzyż. Patrząc na krzyż odnajdujemy życie wieczne, nie lekamy się śmierci.
  Są w życiu chwile, kiedy wszystko się wali. Mamy wrażenie, że jesteśmy bezużyteczni, nie potrzebni. Gubimy się w swoich problemach. Przytłoczeni przez ogrom bólu, nie radzimy sobie ze swoim życiem. Wtedy musimy zdać sobie sprawę, że obok nas jest Chrystus. Nie wolno nam się lękać. To On otrze łzy z naszego policzka.. 


GDY UMIERAŁ NA KRZYŻU

Gdy umierał na krzyżu
cud się nie zdarzył
żaden anioł nie pomógł
deszcz nie obmył głowy
piorun się zagapił gdzie indziej uderzył
zaradna Matka Boska
z cudem nie zdążyła
wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę

                                                                     Ks. Jan Twardowski

.

Rzadko mi się to zdarza, ale zmieniłam zdanie. Będę walczyć o to co wartościowe.

Nowe przykazania?

Oto 10 przykazań współczesnej młodzieży:

1. Nie zabijaj innych;
2. Nie zabijaj siebie;
3. Czcij ojca swego i matkę swoją - jeśli na to zasłużyli;
4. Rodzice, rozmawiajcie z dziećmi;
5. Kłam - to pozwala łatwiej żyć;
6. Kradnij, jeśli musisz, gdy masz okazję;
7. Kochaj się, ale szanuj swoje ciało! Trzeba wiedzieć gdzie, kiedy i z kim;
8. Bez chodzenia do kościoła też możesz być dobrym człowiekiem i katolikiem;
9. Nie zazdrość szpanerom - nie warto;
10. Szanuj siebie i innych.

   Hmmm.. przyznam, że to dość dziwny nowy Dekalog. I moim zdanie nie do końca prawdziwy. Jak większość zresztą zgadzam się oczywiście z punktem 1 i 2. Ale pojawiają się wątpliwośći, jeżeli przejdziemy do 3 pkt. Co to znaczy "Czcija ojca swego i matkę swoją- JEŻELI NA TO ZASŁUŻYLI" a jak nie zasłużyli, to już nie obowiązuje mnie szacunek? To moim rodzice. Sama Biblia mówi nam, aby szanować i kochać rodziców, nawet jeżeli oni byliby złymi ludźmi. 
   Zgadzam się z pkt 4, faktycznie za mało mamy kontaktów z rodzicami. To nie tylko wina tego, że wciąż trzeba pracować, zdobywać pieniądze na utrzymanie rodziny. Nie mamy czasu, wciąż uciekamy w swój własny wygodny świat. Nie zauważając jak to wszystko przecieka nam przez palce. Unikamy trudnych i bolesnych tematów. 
   Pkt 5? Czy zawsze kłamstwo jest dobrym rozwiązaniem? Co wybieram: najlepsze kłamstwo, czy najgorszą prawdę? Oszukuję innych, myśląc, że to ułatwi mi życie. Nic bardziej mylnego.
  Popatrzmy na pkt 6 i 7. Kradnij, uprawiaj seks z kim chcesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz. Jak to co jest napisane, ma się do pkt 10:  szanuj siebie i innych. Kradzież jest poszanowanie drugiego człowieka? Uprawianie z seks z przypadkową osobą jest szanowaniem siebie i tego drugiego człowieka? Myśle, że to było bardzo nie przemyślane. 
   Pkt 8, czy to aby napewno prawda? Wokół nas pojawiło się coraz więcej osób, które głośno krzyczą: "Religia tak - Kościół nie!" Jak można pogłębiać swoją wiarę, nie będąc blisko Boga, a Kościół jest miejscem spotkania z Bogiem. 
  "Nie zazdrość szpanerom, nie warto" Zawsze warto być sobą.

Pustka.

Cholera! Jak zwykle spóźniona! Mokra wpadam do małej ciasnej kafejki. W pomieszczeniu panuje półmrok, widze tylko zarysy twarzy. Zdejmuję mokrą kurtkę. Wszystko robię jak najwolniej potrafię. Do nieskończonośći przeciągając każdą chwilę. Po problemie. Biorę co mam wziąć. Zbieram się do wyjścia.
Dlaczego? Niszczymy to co było tak piękne. Kiedyś  sami nazywając to wartościowym, teraz depczemy swoje ideały. Niszczymy ludzkie uczucia, rozwalamy wspomnienia. Przegrywamy marzenia. 
Po kilku minutach znów stoję w tym samym miejscu miasta i życia.

Co jest czym.

Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne?

A kto powiedział, że łatwo być człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.

Miłość się staje!
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym. Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist

 

 

ulala.

To wygląda na to, że się wszystko wyjaśniło. To bardzo dobra wiadomość.

Czy Bóg kocha szatana?

Takie pytanie ostatnio postawił mi znajomy ksiądz. Przyznam się, że miałam nie mały problem, aby z niego wybrnąć.
Wiadamo, punkt widzenia zależy od.. więc, popatrzmy na to tak. Skoro Bóg jest Miłością. To tą Miłością, obdarza wszystkich  b e z w a r u n k o w o.  Nie odrzuca nikogo, nikogo nie pomija. Szatan to grzesznik, a Bóg kocha także grzeszników. Więc moja teoria jest taka: Bóg kocha szatana, wiedząc, że szatan tej Miłości nie odwazajemni. I tu jesteśmy podobni do szatana, też często pozostajemy obojętni na Bożą Miłość. 

Przyjaźń.

Arystoteles nazwał ją jedną z  cnót. Ten sam filozof twierdzi, że że istnieje kilka rodzajów przyjaźni: idealna (teleia philia, będąca wartością samą w sobie), oraz takie, z których każda ma spełniać pewien cel (przyjemność lub użyteczność).  Jak wielką rolę odgrywają w naszym życiu Przyjaciele nie trzeba nikomu udowadniać. Musimy tylko sobie uświadomić, czy osoba, która uważamy za Przyjaciela, faktycznie nim jest! Są to ludzie, często nam bliżsi niż rodzina.. Mamy do nich tak wielkie zaufanie, że wyjawimy im swoje największe sekrety.  Mamy pewność, że będąc zawsze w potrzebie, oni są w stanie zaoferować nam swoją pomoc. Swój czas, pieniądze.. A czy my potrafimy być Przyjaciółmi? Bezinteresownie wyciągnąć do kogoś pomocną dłoń? Czy ja umiem być Przyjacielem? 


 Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim Przyjacielem..

Ufff...

Uświadomiłam sobie dzisiaj kim On jest. Jak bardzo jest dla mnie ważny. Jaką dużą rolę odgrywa w moim życiu. Że tak wiele rzeczy jest z nim związane. Że bez Niego to wszystko nie miało by racji bytu. Ale mimo wszystko przyjaciel to wspaniała sprawa! Ufff..  głowa mi pęka! 

Przeciąg trzaska złudzeniami.

Czym jest złudzenie? Sprawdzając w encyklopedii możemy przeczytać, że złudzenie to doznawanie wrażenia, że widzi się coś, czego w rzeczywistości tak naprawdę nie ma. Taka swoista halucynacja - w każdym tego słowa znaczeniu. Błędne widzenie czegoś lub kogoś. Ba, mało tego! Złudzenie to widzenie również wydarzeń, które na dobrą sprawę nie istnieją. Ale zostawmy już encyklopedię, nie tędy droga. Naprawdę.
Złudzenie, na dobrą sprawę nie jest rzeczą piękną. Wbrew pozorom. Złudzenie, tłumacząc już na innym przykładzie, to sytuacja w której mówimy sobie, ( wmawiamy wręcz!) że piękną rzeczą jest myśleć, że umie się latać. Wchodzimy na najwyższy budynek w mieście. Stoimy na krawędzi dachu drapacza chmur. Wszystko ładnie, cudownie, wspaniale. Skaczemy i lecimy. Oddajemy się emocjom. Uczucie niesamowite, prawda?
Niesamowite przez pierwszych kilkanaście sekund, po których uderzamy w ziemię tak, że całe to piękno stanie się traumą i cierpieniem. Podnieść się jest nam już ciężko. Niekiedy jest wręcz niemożliwe.
Często łudzimy się, mając nadzieję, że coś się zmieni, jak za dotknięciem czarodziejskeij różdżki. Po co się oszukiwać,  żyć w świecie przypuszczeć  i domysłów. Błędne koło się zamyka. 

. . .

Tylko co zrobić, gdy jest tak strasznie ciemno i pusto,  gdy są same pytania i brak odpowiedzi. Może moim krzyżem jest zadawanie sobie tych pytań i ciągłe życie w niepewności. Gubię się. Boję się. 

Życie jest Pieknem Przerazeniem Wiedzą.

Nie mozliwe jest w pełni zdefiniowanie słowa życie. Chiński filozof Lao-Tse, życie określa, jako Piękno. I to piękno faktycznie będzie naszym życiem. Gdy zauważymy je w drugim człowieku, rozpoznamy je w naturze, źdźble trawy, zachodzącym słońcu. A przede wszystkim gdy rozpoznamy je w sobie.
Życie jest Przerażeniem. Tak często się czegos lękamy. Boimy się co przyniesie nam kolejna minuta, godzina, dzień, rok. Boimy się twgo czego nie znamy. Co dnia odkrywamy świat, w którym przyszło nam żyć i funkcjonować.  Odkrywamy jego tajemnice, zbliżamy sie do prawdy. Wszystkiemu temu nierozłącznie towarzyszy przerażenie i obawa.
Życie jest wiedzą, zdobywamy ją każdego dnia. Skrzętnie segregujemy w naszych głowach. Chłoniemy ją jak gąbka. Co dzień mądrzejsi o nowe doświadczenia.

A czym dla mnie jest życie?

!

całemojeżycietoty!

Zrozum.

Rozmowy z przyjaciółkami, sprawa nie do zastapienia. Iluż to ciekawych rzeczy sie można dowiedzieć ;)

Silentium Sacrum.

Tego potrzebowałam. Ciszy. Spokoju. Rozsiadam sie wygodnie w moim pomarańczowym fotelu. Do ręki biorę kubek gorącej herbaty. Przede mną leży książka. Mam mnóstwo czasu. Mogę spokojnie sobie przemysleć to co dzisiaj się stało. Przeanalizować każdy krok. Rozpatrzec każdy szczegół. Pozbierać myśli. Przestać wreszcie obwiniać samą siebie. Dokładnie, gdzie popełniłam błąd? A może to nie ja zawiniłam? Gubię drogę, znów szukam sladów. Przewracam sie w tym samym miejscu. Dziś taka nieobecna, przewracam się na słowie miłość. Może dlatego, że było jej za mało. Jeżeli wogóle była? Może dlatego, że jej nie doceniłam? Niezauważyłam. Przeceniłam samą siebie. 

Porozumienie?

Albo jego brak. To wszystko zależy od podejścia i nastawienia. ogólnie u mnie pozytywnie.

Ostatki?

Korzystam z ostatnich dni wakacji. Głęboko wciągam powietrze do płuc.  Zatrzymuje je w sobie. Chwilo trwaj! Przypomniałam sobie jak smakuje wolość, niezależność. Za plecami słysze ironiczne głosy. Tak, kocham moja samotnię! Nie oddam jej. Tylko dlatego, że daje mi ukojenie, pozwala się wyciszyć, wszystko przemysleć. To nie ja nazwałam to ucieczką. To nie tak. 

.....::.....

Nadzieja gaszona niepewnością.
Ufność niszczona przez zło.

.

Chcę czy chciałabym?

Solitary life.

Samotność a osamotnienie?
Mogłoby się wydawać, że jesteśmy wręcz skazani na kontakty z ludzmi. Ponadto otoczeni jesteśmy masą przedmiotów, które mają nam ten kontakt ułatwić. Jesteśmy przesyceni obecnością ludzi w naszym życiu, sami też  zajmujemy określone miejsce w ich codzienności.
Samotność, dla wielu ludzi, to koszmar. Zamykanie się w swoim odizolowanym świecie, przynosi szereg negatywnych skutków. Samotność to nie tylko brak partnera ale również brak właściwych, bliskich relacji z innymi. Człowiek samotny nie potrafi nawiazać przyjaźni. 
Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej.

Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym.
Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.

Samotnośc, jest nam potrzebna, aby w tej ciszy, sam ze soba zadać sobie pytanie o sens. Sens tego wszystkiego co mnie otacza. I aby ta cisza dała mi odpowiedź.

Stabilitas Loci.

Brakuje pewności. Brakuje poczucia bezpieczeństwa. Przywiązanie do rzeczy wydaje się być zbyt banalne i drobiazgowe. Zaczynam rozpływać sie w patosie, ale to normalne, gdy jest tak  a nie inaczej.. Gdy już dotarłam do uzewnętrzniania wnętrza. To bardzo mnie boli ten cholerny brak zaufania. I jeszcze kto go objawia? Ehhh szkoda słów.. Nie lubię roztkliwiać się nad sobą. Niepewność włącza we mnie obawy,  snuję pesymistyczne plany. Boję się. 

Tadeusz Różewicz
Strach

Wasz strach jest wielki
metafizyczny
mój mały urzędnik
z teczką

z kartoteką
z ankietą
kiedy się urodziłem
z czego się utrzymuję
czego nie zrobiłem
w co nie wierzę

co tutaj robię
kiedy przestanę udawać
gdzie się udam
potem

Miszmasz.

Wszystkosięmieszaitworzyjednąniezrozumiałącałość.

Łatam czas.

Czas też ucieka. Nieuchronnie. On zawsze jest jak... jak powietrze, którego nie możesz skryć w dłoniach. Ciągle tylko ulatuje i ulatuje. Niezmordowany podróżnik i kuglarz. Śmieje się z nas, kiedy nie potrafimy go wykorzystać, rzuca nam kłody pod nogi, kiedy nie możemy zdążyć. Na mecie zawsze jest pierwszy.
Czas...

Tak bardzo potrzebny, aby ukoić ból,  zatrzeć rany,  zabliźnić wspomnienia. Niezastąpiony. 

Czas leczy rany? Nie prawda, on tylko przyzwyczaja do bólu...

Czas - wieczysty kronikarz, nie znający snu.

Szybko mijają dni.

Poniedziałek, wtorek środa...

Styczeń, luty, marzec...

Wiosna, lato, jesień...

Czas - niestrudzony biegacz, wygrywający ze wszystkimi.

Minuta, dwie, trzy...

Godzina, doba...

Dzień, miesiąc, rok...

Czas - jedyny zwycięzca

Bezsens.

Z dnia na dzień jest coraz trudniej. Droga powrotna wymaga tyle trudu i to nie dlatego, że jest już znana. Łatwo kłamać o samym sobie i samego siebie. Żal mi tego straconego czasu, urwanych myśli, zatrzymanych słów.. Nie chcę odwracać się za siebie. Patrzeć na przebytą drogę. 

Gorąca herbata. Zegar wybija 22.30. On zamyślony,  mój wzrok utkwiony w podłodze.
Do cholery gdzie sie w takich momentach podziewa moja odwaga!?

- to tyle?
- a na co liczysz?
- na zrozumienie
- zły adres. u mnie go nie znajdziesz
- a co znajdę?
- nie chcesz  wiedzieć
- chcę, Anka, do cholery, dlaczego?
- co dlaczego?
- dlaczego tak?
- bo nie inaczej
- a szansa?
- zmarnowałeś.

Pragnienie.

Niczego tak bardzo nie pragnę, jak pokoju serca.
Niczego tak bardzo nie marnuję, jak pokoju w sercu.

Nad domem przysiadła tęcza, na nieba niebieskiej gałęzi..

Pamiętam takie słowa  o pocieszeniu i strapieniu.  To mniej wiecej tak jak z biorytmem: jedno przychodzi po drugim i trzeba z tym żyć.  Nie pamiętam już jaki mistrz mówił, że im wieksze strapienie tym większe pocieszenie. Dla chrzescijanina może to być wedrówka od Góry Tabor do Góry Golgoty albo schodzenie w dół, do Jerycha, aby po pobiciu zostać znalezionym przez Miłosiernego Samrytanina. To wszystko ma miejsce w naszym życiu.
Ostatnio spadałam bardzo w dół i moja droga do Jerycha była bardzo stroma i ciemna,  a Samarytanin wciąz nie nadchodzi.  Kiedyś przyjdzie? a jeśli poszedł inną drogą.  Zreszta wszyscy mówili nie idź tą drogą. Ale ja głupia  zawsze wiem najlepiej.
a jednak....
Teraz wiem, że nawet najciemniejsze ta ciemności i najstraszliwszy ból istnienia nie rozerwie mnie i nie zabierze nadziei na światło na zieloną łąkę na szemrzący strumyk i to,  że znow ....

Czy widzisz światełko w tunelu?
Trudno je zobaczyć mając oczy szeroko zamknięte!



 

Tabletki na ból egzystencjalny

 Z chorobą jest tak jak ze śmiercią.  Jest faktem, nie jest karą.
Gdy ktoś dotknięty cierpieniem zapyta :  dlaczego ja? Nie ma na to dobrej odpowiedzi.


Zawsze gdy słyszę to pytanie nie odbieram tego jako chęci wytłumaczenia sobie dlaczego zaistniało nieszczęście, choroba, cierpienie, tylko prośby o pomoc w poszukaniu sensu tego wszystkiego. Jeśli cierpiący człowiek znajdzie w tym co go spotkało jakikolwiek sens przestaje zadawać to pytanie. Wszystkie próby odpowiedzi na to pytanie muszą oprzeć się na tym w co pytający wierzy, w czym pokłada nadzieję. Nie ma jednej odpowiedzi, którą przyłożymy jak szablon, bo i ludzie wokół nas nie są szablonami z tektury. Każdy jest inny, ma różną wrażliwość, inaczej widzi, słyszy, czuje ból.

Dlatego, kiedy słyszę: dlaczego ja? Patrzę komuś prosto w oczy i daję mu opowiedzieć swoją historię. Jeśli tego oczekuje, tłumaczę, że nie ma prostej odpowiedzi, że musi znaleźć ją sam w sobie. Czasem rzucam podpowiedzi ...

Może stało się tak dlatego, że Pan Bóg zobaczył w Tobie silnego człowieka, który uniesie ten ciężar. Pan Bóg nigdy nie daje ludziom na barki ciężarów, których nie potrafią unieść.

Może dlatego, że Ty poradzisz z tym sobie jak nikt inny.

Może dlatego, że Bóg zaplanował, byś zatrzymał się w drodze przez życie i mógł dokonać w nim zmian zanim będzie za późno?

Bywa, że ktoś już w tych podpowiedziach znajdzie punkt oparcia, bywa, że wciąż nie umie sobie poradzić. Ja to pytanie odbieram, jako kolejny etap choroby, przez który mogę pomóc komuś przejść. Mogę towarzyszyć mu w poszukiwaniach, ale nie mogę odnaleźć satysfakcjonującej go odpowiedzi za niego i bez niego.

Z pytaniami egzystencjalnymi jest jak z nieuleczalną chorobą. Możesz być obok, łagodzić, pomagać, ale nie możesz jej zabrać, nie możesz wziąć na siebie bólu, zmęczenia. 





Mój pierwszy raz..

A dlaczego by nie? Inni mogą? A ja nie? Awłaśnie, że będę! Na złość innym, na przekór całemu światu! Dla siebie.. Czyli pierwsza notka, tytuł prowokacyjny, ale cały blog taki właśnie będzie. To tutaj wylądują moje spostrzeżenia, opinie, zmartwienia, myśli, słowa.. to tutaj zatrzymam się ja...