
Lubię, jego ciepły głos, lubię dotyk jego dłoni, ten wyraz skupienia na twarzy gdy mnie słucha. Lubię sposób rozmawiania z nim, gdy odpowiadamy sobie cytatami z książek, piosenek lub filmów.
Nikt mnie nie rozumie tak jak on. Wszyscy dookoła znają tylko chropowatą skorupę, w której żyje - opryskliwą, zimną, inną tak bardzo niedostępną. On jeden zajrzał do środka, chciał odnaleźć prawdziwą mnie i odnalazł.
Kruchą, wrażliwą, spragnioną miłości. Tylko przy nim jestem sobą. Tylko przy nim odsłoniłam swoje tajemnice i najmroczniejsze zakamarki. Zna każdą moją myśl, zanim zdążę ją wypowiedzieć. Cały mój świat. Początek i koniec. Obecny w każdym moim dniu, w każdej kropli deszczu. Przyjaciel.
Może zamiast wysilać się na naiwne definicje szczęścia skorzystać z tego co powiedział Huxley, że szczęście podobne jest do koksu, otrzymuje się je w formie produktu ubocznego, podczas wytwarzania innego fabrykatu.
Robię błąd w podstawowym procesie życia. Nie tylko nie uzyskuję upragnionego produktu ubocznego, ale okazuje się, że i ten główny to tylko zwoje zmarnowanego czasu.
A wszystko to substytuty, szczęścia, miłości, bezpieczeństwa, zaufania.
____________________________________________________
Maki, jeszcze z wakacji. Gdzieś koło Konstancina takie rosną.
Powrót do rzeczywistości, nauka, zajęcia.
3 komentarze:
powodzenia Aniu i jak najwięcej koksu :)
Hmm... Pewnie fajnie jest mieć kogoś tak bliskiego.
Wszystkiego dobrego :)
maki boski! tylko czekać na wiosnę
Prześlij komentarz